12 Jul 2008

Lampard piłkarzem Chelsea

- Tato, nie mogą, odchodzę! Nie mogę już w tym klubie wytrzymać! Kibice ze mnie drwią, nie mogę liczyć na ich wsparcie. W klubie nie ma już ani ciebie, ani wujka Harry’ego.
- Dzwonił Rio, mówił, że David O’Leary może cię zabrać do Leeds.
- Jest oferta z Chelsea, będę mógł zostać blisko was, nie opuszczę Londynu. Ich menadżer we mnie wierzy.
- Chelsea? Nigdy!

To nie jest wymyślony dialog, ale rozmowa, o której Frank Lampard wspominał w autobiografii „Totally Frank”. Lampard senior to legenda „Młotów”, którzy w latach 80. przebojem wdarli się na salony angielskiego futbolu. Relacje między kibicami obu klubów zawsze były negatywne. Ale młody Frank wówczas miał już to sobie za nic.

Podczas meczu z Aston Villą, 15 marca 1997 roku, pomocnik złamał nogę i ze łzami w oczach został zniesiony z boiska. Na trybunach Upton Park zaczęto się śmiać i szydzić. „Wreszcie od niego odpoczniemy” – kto powiedział i zaczęto powtarzać. Pomimo braku doświadczenia, występował często. W jego talent wierzył wujek oraz ojciec chrzestny Harry Redknapp, który był wówczas menadżerem West Hamu. Według kibiców tego klubu, właśnie dzięki rodzinnym koniugacjom Lampard junior miał zagwarantowane miejsce w pierwszej jedenastce. Mięli mu to za złe. Wspomnienia o marcowym popołudniu i reakcji z trybun nadal leżą głęboko w świadomości piłkarza. Z klubu nie odszedł tylko dzięki namowom ojca i wujka. Kiedy w listopadzie 2000 roku do Leeds sprzedano jego przyjaciela, Rio Ferdinanda, a w kilka miesięcy później zwolniono z klubu także Redknappa wraz z Lampardem seniorem (obaj fot. obok), utalentowany piłkarz wiedział, że na niego też przyszła kolej.

Chelsea zdawała się być perfekcyjnym miejscem na grę. Miniony sezon zaczęła od zdobycia Tarczy Dobroczynności (ówczesna nazwa Tarczy Wspólnoty), właśnie dokończono renowację stadionu, nie żałowano pieniędzy na nowych piłkarzy, regularnie grano w europejskich pucharach, a menadżer od początku zapewniał, iż pozwoli się piłkarzowi dalej rozwijać. Pstryczek w nos dla fanów West Hamu też można było dać.

14 czerwca 2001 roku kluby oficjalnie doszły do porozumienia i Frank Lampard Junior oficjalnie stał się piłkarzem Chelsea. Na SW6 przeszedł za sumę 11 milionów funtów.

Pierwszy gol przyszedł już w przedsezonowym meczu przeciwko Northampton Town. Dziewięć bramek dla kadry U-21 (więcej zdobyli tylko Alan Shearer i Francis Jeffers) to nie był przypadek. Sezon 2001/02 na dobre się jednak nie rozpoczął, a Lampard już dostał czerwoną kartkę, na dodatek przeciwko Tottenhamowi. Była to pierwsza i jedyna czerwona kartka dla tego piłkarza w barwach Chelsea. Historię zaczął na dobrze pisać 13 października owego roku. Od tamtego dnia, Lampard zagrał w 164 kolejny meczach Premiership. Rekord Wayne’a Bridge’a za czasów gry w Southampton został pobity.

Co się działo potem, wszyscy doskonale wiemy...

W książce „Proud man walking”, Claudio Ranieri szczególowo podsumował ostatni sezon pracy na Stamford Bridge opisując przemiany w Klubie pod administracją Romana Abramowicza z punktu widzenia menadżera. Śmiało mogę napisać, że o trzech piłkarzach wypowiada się inaczej, niż o innych: Gianfranco Zoli, Johnie Terry’m oraz Franku Lampardzie. I choć jego relacje z tymi zawodnikami można wywnioskować raczej po niuansach i drobnych komentarzach, znalazłem kilka większych fragmentów o pomocniku z numerem osiem na plecach. Tłumaczenie mojego autorstwa.
"[...] Zwłaszcza doceniam przygotowanie Franka przed meczem, dzięki któremu zawdzięcza swój postęp. Przeobficie obdarowany, Lampard stał się piłkarzem o międzynarodowej jakości, ponieważ posiadał talent, poświęcenie do ciężkiej pracy oraz wolę doskonalenia. Wszystko zależało od niego. Z mojej strony, kiedy się pierwszy raz zobaczyliśmy, powiedziałem mu, że ofensywnie jest w porządku, to co pokazał w West Hamie mnie zadowala. Obszar, gdzie musi jeszcze zrobić postęp, to gra obronna. On najchętniej podążyłby za naturalnym instynktem, który zachęca go do włączenia się do ataku, a jego poczucie timingu jest perfekcyjne. Ale często się zapędzał i zapominał o defensywie, co mnie złościło. Wyjaśniłem mu, że będąc ciągle z przodu, traci element zaskoczenia w swojej grze, a to był czynnik decydujący przy kontrataku.
"[...] W poprzednim sezonie zwykłem grać nim na prawym skrzydle, ale raz po raz dryblował w stronę środka boiska zakłócając balans drużyny. Lecz w tych rozgrywkach, jak po sznurku fenomenalne występy oraz gole, błogosławienie zmusiły mnie do grania nim w środku pomocy. Jedynym problemem dla mnie stała się kwestia: jak dać mu odpocząć? Niemalże wszyscy obserwatorzy byli zgodni, że Lampard to najbardziej witalny zawodnik nie tyleż zespołu, ale całej Premiership. Przyznaję im rację, bowiem nie było przypadku w tym, iż rozegrał więcej minut na boisku niż jakikolwiek inny piłkarz w sezonie. Wiedziałem, że muszę dawać mu odpocząć, ale z tymi wszystkimi kontuzjami w linii pomocy, jakże miałbym go nie wystawiać?
"[...] Dumny z wprowadzenia do zespołu Lamparda i Terry’ego? Duma jest czymś normalnym, ale trener jest postacią niemalże ojcowską, która do każdego mówi w ten sam sposób i chce rozwijać umiejętności każdej jednostki dla wspólnego dobra. A reszta zależy właśnie od indywidualnych charakterów piłkarzy. John Terry oraz Frank Lampard byli czołowymi piłkarzami zanim zaczęli pracować ze mną. Może to ja byłem tym, którzy dostrzegł te talenty pierwszy, zanim ktokolwiek inny i pozwoliłem im się rozwijać. Zawsze będę śledził ich rozwój i miał do nich nieco delikatniejsze podejście, jako że stali się częścią mnie.
Włoski szkoleniowiec swoje słowa o angielskim pomocniku powtórzy już jako szkoleniowiec Juventusu. Jak widać, nie tylko José Mourinho może się ciepło pod jego adresem wypowiadać. Mogę nawet i ja!

Po siedmiu latach gry na Stamford Bridge i ponad 300 meczach zazwyczaj o wielkie stawki, przyszła pora odpowiedzieć na pytanie: Co dalej? Co inny klub może ci dać, czego nie da(ła) Chelsea? Frank, be frank!

2 comments:

Patryk said...

"Była to pierwsza i jedyna czerwona kartka dla tego piłkarza w barwach Chelsea. " w sezonie 2008/2009 dostał czerwoną kartkę w meczu z Liverpoolem na Anfield ;)

Robert Blaszczak said...

@Patryk,
Artykuł był napisany w lipcu 2008 roku ;)