11 Jul 2008

Filantrop, który pamięta

W przeciągu ostatniego tygodnia Roman Abramowicz ponownie pojawił się na łamach prasy. W błędzie są jednak ci, którzy sądzą, iż poniższa notka będzie traktować o sadze z Frankiem Lampardem czy nowych wzmocnieniach Felipão Scolariego. Brukowy charakter notek nie na tym blogu. O dwóch dziełach sztuki już zapewne słyszeliście, teraz pora na część dalszą.

Tydzień temu rosyjski oligarcha nie dał się przekonać nowemu prezydentowi i zrezygnował z funkcji gubernatora Czukotki. Ta najbardziej oddalona na wschód prowincja Federacji przeżyła podczas ostatnich ośmiu lat rządów Abramowicza istny „złoty okres”. Obecny właściciel Chelsea wpompował w ten region ponad miliard funtów, budując szpitale, szkoły, nową infrastrukturę, a także międzynarodowe lotnisko, które chociaż wydajne, nigdy się nie zwróci. Filantropiczna postawa Romka przyniosła pomoc tym, na których nawet rubla nie chciał wydać rząd. W latach 2000-2006 średnie miesięczne zarobki na osobę wzrosły ze 100 funtów aż do 500!

Bezcenny przyjaciel

Już w późnych okresach 2006 roku Abramowicz zasygnalizował chęć rezygnacji, ale ówczesny prezydent Wladimir Putin nakłonił magnata, aby wstrzymał się ze swoją decyzją aż do momentu, kiedy władza na Kremlu zostanie przekazana w kolejne ręce. Obaj panowie początki swojej współpracy politycznej datują na połowę lat 90. i to właśnie dzięki Putinowi Roman jako jedyny oligarcha bez szwanku przeszedł przemiany w nowomilenijnej Moskwie. W dwa miesiące po zaprzysiężeniu Dmitrija Miedwiediewa na trzeciego prezydenta Federacji Rosyjskiej, Abramowicz zrezygnował ostatecznie z gubernatorstwa Czukotki. Hollywoodzkiego wzorca Ronalda Reagana naśladować nie chce, bowiem rzucenie politycznego wyzwania Putinowi zazwyczaj kończy się w łagrze.

Wszelkim osobom chcącym zagłębić się w polityczno-biznesowej przeszłości Abramowicza gorąco polecam fachowo napisaną książkę „Miliarder znikąd”. Moja recenzja (dziś świętuje drugie urodziny) tutaj. Polecam!

Rosyjska legenda rugby

Burzliwy początek ubiegłego stulecia zmusił carską arystokrację do ucieczki przed bolszewikami z Rosji. Urodzony w Sankt Petersburgu książę Alexander Obolensky wychował się w hrabstwie Derby, ale sławę zdobył dopiero grając w rugby dla oksfordzkiego college’u Brasenose. Biegając po skrzydle z piłką był nie do zatrzymania i szybko zadebiutował na legendarnym Twickenham. Cóż to był za debiut! W wieku zaledwie 19 lat Rosjanin zaliczył dwie udane próby i walnie przyczynił się do pierwszego w historii zwycięstwa Anglików nad nowozelandzkimi All Blacks. Był rok 1936.

Obolensky ze świetnymi wynikami ukończył prestiżową uczelnię, kończąc słynny kurs PPE (politics, philosophy, economics – o szczegóły zajęć proszę pytać Radka Sikorskiego). Karierę młodego rugbisty przerwała i ostatecznie zakończyła wojna. 29 marca 1940 roku, podczas zajęć ćwiczebnych na Martlesham Heath nieopodal Ipswich, jego samolot rozbił się podczas lądowania.

W Norfolk o znanych bohaterach się nie zapomina, swoje pomniki mają już sir Bobby Robson oraz sir Alf Ramsey. Po latach postanowiono także docenić młodego Rosjanina, który rozkochał w sobie angielską prasę i zginął w mundurze RAF. Dotychczasowe fundusze na pomnik zebrano nadzwyczaj szybko. Anonimowy biznesem przekazał 20 tysięcy funtów, pięć tysięcy dało Rugby Football Union (Angielski Związek Rugby), a kolejne pięć – Abramowicz. Około 300 donacji zostało wręczonych w formie mniejszych sum, głównie od współtowarzyszy księcia Alexandra lub ich wdów. W sumie samorząd Ipswich dysponuje już kwotą 40.000 funtów.

Pamiętać o swoich

Warto zaznaczyć, że Roman wielokrotnie wspierał finansowo bądź patronatem rosyjskie imprezy w Wielkiej Brytanii. Wystawy, galerie oraz „Rosyjskie dni”, zwłaszcza organizowane w Londynie bądź okolicach, były odwiedzane przez Abramowicza oraz jego świtę. I choć pięć tysięcy funtów z majątku sięgającego dwanaście miliardów procentowo wielką sumą nie jest, liczy się gest i pamięć o rodaku.

W tym miejscu chciałbym wszystkim zarekomendować twórczość Josepha Conrada oraz brytyjskie towarzystwo jego sympatyków. Dużo okazji ku temu nie mam, więc tą należy wykorzystać. W to (link2) miejsce też warto przynajmniej raz pójść. Tyle mogę teraz.

No comments: