Współczesne kluby piłkarskie wyrzucają w błoto miliony na transfery najlepszych zawodników zapominając o zadbaniu o ich aklimatyzację w nowym otoczeniu.
Co uważniejsi czytelnicy mojego bloga zauważyli zapewne, że lubuję się w czytaniu prasy i żadna gazeta nie zostanie przeze mnie wyrzucona do śmietnika bądź zostawiona w metrze/pociągu/autobusie/na ławce, dopóki, dopóty nie zostanie przeczytana od deski do deski. Zawsze się obawiam, że na następnej stronie jest ciekawy artykuł, który mógłbym przegapić. W ten właśnie sposób skazałem siebie na lekturę weekendowego oraz poniedziałkowego wydania „Financial Timesa”, które wpadły mi w ręce wczoraj. Osobiście uważam, że nie trzeba być ekonomistą, aby ekonomią się interesować dla własnych potrzeb i ciekawości, a FT jest napisane w miarę „normalnym” językiem, choć traktuje często o sprawach niełatwych do zrozumienia dla zwykłego śmiertelnika.
I choć pasjonujących artykułów znalazłem mnóstwo (m.in. problemy kościoła anglikańskiego, 10-lecie pracy redaktora naczelnego „New Yorkera”, czy np. niepodległościowe zapędy Abchazji), oczywiście, że tutaj potraktuję o materiale stricte sportowym. Dział sport w FT to dla mnie nadal niespodzianka, ale tematyka felietonu/komentarza, który chcę przytoczyć, jest oczywiście o pieniądzach.
Simon Kuper wymienia nazwiska wielkich piłkarzy, których sprowadzono do równie wielkich klubów za jeszcze większe pieniądze i... zostawiono na pastwę losu w nieznanych dla nich krajach. Wydawało mi się, że to nie może się zdarzyć we współczesnym futbolu, a jednak.
- Ruuda Gullita kupiono do Chelsea w glorii wielkiego zwycięzcy i... zakwaterowano w hotelu w Slough. Kto był w tej miejscowości na zachód od Londynu, wie jak okropną i szarą dziurą te miejsce jest (wersja 18+). I tam właśnie, po prawie 7 latach we Mediolanie, wpakowano eleganckiego Holendra. Co mógł sobie pomyśleć o Anglii?
- Za Nicolasa Anelkę Real Madryt zapłacił 22 miliony funtów, ale ani pensa (a może wówczas już centyma?) na przygotowanie go do gry w Hiszpanii. Na pierwszym treningu miał usłyszeć, aby „opiekował się sobą”.
Autor przytacza też, dlaczego do Premiership wolą sprowadzać słabszych, ale kulturowo podobnych Skandynawów, zamiast znakomicie wyszkolonych i podnoszących poziom ligi Brazylijczyków. Przykład o tym, co spotkało Didiera Drogbę jak trafił na SW6, oszczędzę sobie. Zainteresowani zapoznają się z całym felietonem na internetowych stronach FT.
O podobnej sytuacji, w jakiej znalazł się Gaizka Mendieta podczas pobytu w Lazio czytałem niedawno w cytowanej w poprzedniej notce książce Claudio Ranieriego. Przykładów można mnożyć: Javier Saviola, Michael Owen, Fernando Morientes,... Jak widać, te przypadki nie są odosobnione i kluby naprawdę nie zdają sobie sprawy z problemu.
Toteż myśląc o kolejnych wielkich gwiazdach przeprowadzających się z jednego kraju do drugiego podczas tego, oraz każdego następnego, okienka transferowego należy zastanowić się, czy dostaną wystarczającą szansę, aby móc skupić się na sprawach boiskowych i rozbłysnąć w nowym miejscu pracy.
No comments:
Post a Comment