9 Sept 2009

Kilka słów o zakazie i Arnesenie

Nie milkną echa nałożenia zakazu transferowego na Chelsea. Na łamach iGola pozwoliłem sobie na dłuższe rozważania, jak do tego doszło i dlaczego rozpatrywałbym zaistniałą sytuacją w pozytywnym kontekście.

Przewiń w dół notki, aby przejść do kolejnych artykułów związanych z „aferą Kakuty”.


Analizując źródła „afery Kakuty”, bez ironii uważam, że nic lepszego Chelsea nie mogło się przytrafić, aniżeli zakaz transferowy. Aby zbudować „dynastię” na Stamford Bridge należy odrzucić krótkoterminowe środki, a także ludzi zatrudnionych na zasadzie znajomości, a nie kompetencji. W tym przypadku pomoc dla londyńczyków przyszła z zewnątrz. Afera odkrywa jednak ciemną stronę angielskiego futbolu.

O decyzji Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) dowiedziałem się nie z BBC Football czy z oficjalnej strony Chelsea, ale co ciekawe, z wiadomości iGola. Początkowo potraktowałem to jako kolejną znalezioną gdzieś w Internecie plotkę, lecz po kilkunastu minutach angielskie źródła potwierdziły hiobową, jakby się zdawało, wieść.

Było ich trzech

Z całego piłkarskiego świata płyną komentarze dotyczące tej sprawy, która okazała się nader głośna w środowisku. Od lipca 2003 roku to Chelsea była utożsamiana z potęgą budowaną ad hoc dzięki głębokiemu portfelowi właściciela. Nie ma tu miejsca, by obalać tę fałszywą tezę, choć u jej podstaw jest filozofia, którą na początku 2004 roku wygłosił świeżo zatrudniony Peter Kenyon. Dyrektor wykonawczy, skaperowany swoją drogą z Manchesteru United, mówił wówczas o budowaniu piłkarskiej dynastii, której dziedzictwo będzie trwało przez dziesiątki lat. Dlatego już na początku 2005 roku pisałem na łamach iGola, że trzy najważniejsze transfery, jakie przeprowadzono podczas ery Romana Abramowicza, nie dotyczą piłkarzy, a „ludzi w krawatach”. Wspomniany Kenyon miał odpowiadać za biznesową stronę prowadzenia londyńskiego klubu, José Mourinho był gwarancją sukcesu na boisku, a Frankowi Arnesenowi zostało powierzone prowadzenie akademii oraz wyszukiwanie gwiazdy przyszłości. Wszystko, aby transferowe szaleństwo i ciągłe rewolucje lat 2003 i 2004 zastąpiono polityką kontynuacji, bardziej wyważoną i rozsądną.

Swoje obietnice spełnili Kenyon i Mourinho. Trofea były wręcz prenumerowane, a marka klubu z zachodniego Londynu rosła na świecie w niesamowitym tempie dzięki udanym tournée po Azji oraz Stanach, a także wielu umowom partnerskim. Ostatnim w tercecie był Arnesen, który do Cobham (także otwartego już za rządów Abramowicza) sprowadził śmietankę najlepszych nastolatków w Europie, z którymi mogły się równać tylko „dzieciaki Arsène'a Wengera”. I na tym etapie coś przestało w Chelsea działać, choć o problemie świat dowiedział się szerzej dopiero po ponad trzech latach.

Przyszłość bez teraźniejszości?

Młodzież sprowadzona przez Duńczyka to najlepiej opłacane nastolatki w Europie. Poza wyjątkami jak Pato w AC Milan żaden inny klub nie płaci nastolatkom (także tym bez seniorskich występów!) tak wysokich pensji jedynie za szkolenie oraz grę w kategoriach juniorskich. Odejście portugalskiego menadżera z Chelsea w dużej mierze wiązało się ze sporem o prowadzenie akademii przez Duńczyka. Kolejny menadżerowie, Avraham Grant, Luis Felipe Scolari oraz Guus Hiddink, nie mieli motywacji, aby stawiać na nastolatków. Oczekiwano od nich natychmiastowych wyników, na miarę Mourinho. Dlatego żaden z trzech kolejnych bossów londyńskiego klubu nie ryzykował ogrywaniem juniorów w seniorskiej piłce. Można mnożyć przykłady, kiedy w końcówkach wygranych już meczów na murawie meldowali się doświadczeni gracze zamiast nastolatków. Tę tendencję zdawało się potwierdzić zatrudnienie Carlo Ancelottiego, który zasłynął z eksploatowania do ostatnich dni weteranów boisk. Mogę więc wygłosić nieco konspiracyjną teorię, iż władze Chelsea mogły spodziewać się zakazu transferowego, dlatego zatrudniono menadżera, który potrafi pracować z tymi dojrzałymi piłkarzami przez kilka sezonów.

Znakomita większość adeptów akademii Chelsea w Cobham to reprezentanci swoich krajów na poziomie juniorów. Nie tylko ich umiejętności, ale i gaże, predysponują ich już do gry na najwyższym poziomie. Ci, którzy dostali kilka pięciominutowych szans gry, pokazali, iż warto na nich stawiać. Scott Sinclair oraz Miroslav Stoch świetnie jak na swój wiek wywiązują się z roli skrzydłowych, Franco di Santo to napastnik, który talentem aspiruje do kadry Argentyny, Michael Mancienne dostał pierwsze powołania do seniorskiej kadry Anglii, a Sam Hutchinson wreszcie został włączony do pierwszej drużynie po czterech letnich obozach treningowych przepracowanych z seniorami „The Blues”.

Casus Kakuty

Miałem szczęście, a zarazem niewątpliwą przyjemność, zobaczyć Gaëla Kakutę w akcji w kilku meczach juniorów Chelsea. Jest to zawodnik nietuzinkowy, który już w pierwszym sezonie w Anglii zdawał się być gotowym do gry w seniorskiej piłce. Imponujące przyśpieszenie, szybkość, a przede wszystkim drybling, który przyprawie rywali i widzów oczopląsu. Jeżeli trafiłby do Arsenalu, a nie Chelsea, z pewnością miałby już za sobą debiut w Premiership oraz ośmieszenie kilku doświadczonych obrońców. Sęk w tym, że Kakuta w Premier League grać nie może ze względów prawnych, bowiem Chelsea nigdy nie miała wszystkich potrzebnych dokumentów z RC Lens.

Londyński klub chciał odczekać kilka sezonów, aby móc zarejestrować piłkarza jako swojego wychowanka. W podobnym sensie w świetle międzynarodowego prawa piłkarskiego Nicolas Anelka jest uznawany za wychowanka klubu z angielskiej federacji piłkarskiej (FA), kiedy przychodzi do zgłaszania klubowych kadr do europejskich pucharów.

Muszą być następni

Zakaz transferowy wymusi na Chelsea grę młodymi zawodnikami, których londyński klub ma. Co więcej, ich występy ocenią przydatność w klubie Franka Arnesena, który pomimo braku sukcesów awansował kilka tygodni temu na pozycję dyrektora sportowego. Co ciekawe, o ironio, jego zatrudnienie na Stamford Bridge odbyło się w okolicznościach skandalu nie mniejszego aniżeli obecna afera z Kakutą. Duńczyk ma na swoim koncie długą listę podejrzanych transakcji, które poddają w wątpliwość jego profesjonalizm oraz postępowanie zgodne z prawem. Jeżeli Abramowiczowi zależy na dobrym wizerunku klubu oraz faktycznym budowaniu piłkarskiej dynastii, a nie kumpelskiej świty, głowa Duńczyka powinna polecieć. Z drugiej strony byłoby to klarowne przyznanie się do transferowych grzechów przez Chelsea. Oczekuję więc zwolnienia Arnesena, kiedy tylko Sportowy Sąd Arbitrażowy (CAS) rozpatrzy apelację Chelsea.

Chelsea jest już od czasów José Mourinho wprawiona w boju z międzynarodowym środowiskiem piłkarskim, dlatego powinna ambitnie odpowiedzieć na boisku na transferowy zakaz. Wątpię, aby do londyńczyków przylgnęło określenie „złodzieje”, bowiem w piłkarskim biznesie nie ma klubu bez winy, jak przyznali niedawno Harry Redknapp (w wywiadzie dla „The Guardian”) oraz Ken Bates (dla „The Daily Mail”). Od „dzieci Matta Busby'ego” w latach pięćdziesiątych po czasy współczesne wszystkie wielkie kluby mniej lub bardziej zakulisowo sięgają po utalentowanych nastolatków. Jeżeli FIFA faktycznie chce powstrzymać ten problem, a nie jedynie organizować „pokazówkę”, niedługo powinniśmy usłyszeć o kolejnych wielkich klubach, na które zostaną nałożone zakazy transferowe. Podkradanie nastolatków to problem na Wyspach tak skomplikowany jak korupcja w polskiej piłce. Oby tylko nie przyjęła w Premiership równie groteskowej formy.

-------------------------------
Jako suplement do tego tekstu, dodałbym jeszcze dwa punkty, które opublikowane pod związaną z tym tematem notką na blogu Michała Okońskiego.

1) Kakuta moim zdaniem może stać się nowym "Bosmanem" europejskiego futbolu, którego sprawa zrewolucjonizuje świat transferów. "Wielcy" nie będą mogli już za śmieszne pieniądze sprowadzać utalentowanych młodych. Co za tym idzie, przychody "małych" się zwiększą, a gra, choćby w teorii i dopóki "wielcy" nie znajdą nowego sposobu, się wyrówna.

2) Kara na Chelsea okaże się groteskowa, jeżeli Chelsea będzie jedynym ukaranym klubem. Pisał o tym ostatnio na blogu BBC Phil NcNulty. Co najmniej naiwna będzie postawa FIFA jeżeli nikt inny nie dostanie zakazu. Nie chodzi wszak o wielkie transfery, ale te małe, często nawet niezauważalne przez zwykłych kibiców. Szczerze przyznam, sądzę że niewielu kibiców Chelsea słyszało o Kakucie przechodzącym z Lens. Spodziewałbym się więc, że angielska czołówka może być zmuszona do postawy "bardzo pasywnej" podczas nadchodzących okienek.

O zakazie pisał także Michał Zachodny ("Na zakazie"), który naprowadził mnie dziś na komentarz w "The Independent" o Franku Arnesenie. Tekst, który płynnie zamyka kwestię zakazu transferowego dla Chelsea w jedną całość.

Sam Wallace: When will Arnesen take responsibility for his failures at Stamford Bridge?

Miłej lektury!