Juventus daje 12 milionów funtów za piłkarza Chelsea. Tak przynajmniej donosi dzisiaj pewien "czerwony tytuł" brytyjskiej prasy. I nie chodzi ani o Lamparda, ani Drogbę czy Ricardo Carvalho. Słowem, żadnego piłkarza Chelsea, którego widzieliście w akcji. Możliwe?! Tak!
Branislav Ivanović trafił na Stamford Bridge w styczniu, za 9 milionów funtów. Liga rosyjska wówczas już nie grała, a serbski piłkarz solidnie sobie odpoczął nie ćwicząc wcale. Nie przeszkodziło to Avramowi Grantowi wyrzucić wymienioną wyżej kwotę w błoto. Od początku było wiadomo, że Ivanović kondycyjnie przygotowany do gry nie jest. Mijały dni, mijały tygodnie, mijały miesiące, minął i sezon, i Grant, a zawodnika z numerem drugim mogli zobaczyć tylko najwytrwalsi fani Chelsea oglądający spotkania rezerw. (W Brenford na Griffin Park, podobno fajna sprawa. Mecze są w poniedziałki, karnetowicze mają wstęp za darmo, postaram się obejrzeć przynajmniej jeden mecz w nadchodzącym sezonie.)
Tak czy inaczej, według Daily Mirror Claudio Ranieri chce wydać na serbskiego piłkarza 3 miliony funtów więcej niż "the Blues", choć nie widział go w akcji od ponad pół roku, ponieważ nie miał takiej okazji. Można? Można! Chelsea zarobi na czysto około dwa miliony funtów (może dwa i pół, nie wiem ile zawodnik dostał przez pół roku na trybunach), nowy menadżer pozbywa się balastu, a klub potwierdza, iż na błędach potrafi się uczyć. Wilstona Bogarde pamięta na SW6 każdy, a w Polsce ostatnio wspomniał go Michał Pol. Z "Gazetowych" klimatów, kwestia kota w worku i Chelsea FC już się wcześniej pojawiła.
O Franku Lampardzie nadal nie piszę. Dziś w Daily Mail pojawiła się informacja, że Lamps odrzucił 4-letni kontrakt za 140 tysięcy funtów tygodniowo. Chce 150. Nijak to się ma do moralnie etycznej postawy. A przykład ostatnio przyszedł zza Atlantyku.
"What can I do for my family with $127 million that I can't do with $111 million?
Postawa Gilberta Arenasa naprawdę jest budująca i daje nadzieję, że z zasadami w sporcie aż tak źle nie jest. Natomiast w Leeds są wściekli po tym, Harry Kewell podpisał dwuletnią umowę z Galatasaray. Podobno nie ma żadnego poczucia wrażliwości. W kwietniu 2000 roku, kiedy on nieskutecznie walczył o finał Pucharu UEFA, dwóch fanów "Pawi" zostało zasztyletowanych na ulicach Stambułu. Sympatyczny Australijczyk na Elland Road mile widziany już nie jest. Ale o tym znowu doniósł jakiś brukowiec...
No comments:
Post a Comment