1 Jul 2008

Deco - pięć lat czekania

Pierwszego dnia lipca 2003 roku Massimo Cellino, prezes Cagliari, zamknął Gianfranco Zolę w swoim gabinecie, kazał mu wyłączyć telefon komórkowy, a sekretarkom – faksy w sardyńskim klubie. Wszystko, aby jak najszybciej podpisać kontrakt. Właśnie obiegła świat informacja, że multimilioner przejął Chelsea i chce utrzymać ikonę zespołu za wszelką cenę. Włoski klub miał tylko/aż ustną deklarację piłkarza o woli w drużynie z dziecięcych marzeń i bał się oferty rosyjskiego magnata.

Zola o tym fortelu nie wiedział. Tym nie mniej miał uśmiechnięty przyznać w późniejszej rozmowie z Claudio Ranierim, że cokolwiek by się nie stało, jako człowiek honoru danego słowa by nie złamał i dżentelmeńską umowę by spełnił. Taki właśnie był najlepszy piłkarz w historii Klubu.

Tak samo jak niespodziewanie pojawił się w świadomości angielskich fanów, przeniósł się do ich kraju i skradł ich serca. 19 czerwca 1996 roku Old Trafford widziało Zolę przeżywającego kolejny reprezentacyjny dramat. Po niesprawiedliwej czerwonej kartce w ćwierćfinale MŚ 1994, tym razem Andreas Köpke obronił wykonywany przez niego rzut karny i ówcześni wicemistrzowie świata byli poza turniejem już po fazie grupowej. Kozłem ofiarnym we Włoszech, niczym dwa lata później w Anglii David Beckham, stał się Zola. Wszyscy potrzebowali od siebie odetchnąć i najszybszy w pozyskaniu włoskiego wirtuoza okazał się Ruud Gullit. Tak właśnie zaczęła się spektakularna kariera Zola na SW6.

O tym, co działo się przez następne siedem lat, napisano już wiele książek.

Od 2003 roku, fani the Blues z utęsknieniem wypatrywali godnego następcę Zoli. Gwiazdy się zmieniały, komplety strojów także (już trzy razy!), a wielu kibiców sezon w sezon kupowało w Chelsea Megastore koszulkę z napisem "ZOLA 25" na plecach. Nowym kandydatem na dobrą sprawę był każdy, kto grał na podobnej pozycji: lekko cofnięty napastnik, może ofensywny pomocnik, a czasami rozgrywający. Adrian Mutu, Juan Sebastian Veron, Joe Cole... Problem polegał na tym, że nikt nie mógł faktycznie wejść w buty Zoli, ze względu na wiek, bądź zdobyte doświadczenie. Ranieri, Mourinho oraz Grant kupując nowych piłkarzy patrzyli w ich metryki. "Mają być młodzi, gniewni, głodni sukcesu teraz i tu, zarazem perspektywiczni". A Zola przecież wcale taki nie był.

I wtedy pojawił się Deco.

Zaznaczam - oczywiście, że Luiz Felipe Scolari nie sprowadził swojego rodaka z portugalskim paszportem, aby przypodobać się fanom Chelsea. Porównanie jest bardzo otwarte na interpretacje i jedynie ma obudzić w nas, fanach, na nowo uczucie, że choć czasami zespół będzie grał totalny piach - na tym piasku pojawi się mistrz beach soccera i poruszy trybuny niesamowitą techniką, wolą walki a także fantastyczną relacją z publiką. Bo takimi osobami byli i są Zola i Deco. Niech pierwszym, trochę prostym argumentem, będzie łatwość w wymowie oraz zapamiętaniu tych dwóch nazwisk - patrząc oczami PR-owca bezcenny atut w walce o fana.

Obaj niewysocy i małomówni, ale zawsze pogodni i uśmiechnięci. Z relatywnie podobnie rozwiniętych i położony regionów swojego kraju. Oni w momencie przyjścia do Chelsea już w futbolu doprawdy osiągnęli więcej, niż na pewno na początku karier zakładali i tylko pazerność mogłaby zmusić ich do narzekania. Ale marudzić nie będą. Potrafią znaleźć się w grupie i po cichu robić swoją robotę, przy okazji pomagając kolegom. Nie pójdą do brukowców poskarżyć się na wewnętrzne klubowe problemy, nie będą w mediach żądać podwyżek. Kto usłyszał, aby Zola narzekał na ofertę kontraktu obcinającą jego zarobki o 45 procent, bowiem Klubu nie było stać na więcej? Kto widział Deco żalącego się, że nie jest największą gwiazdą na Camp Nou?

Zola i Deco to ukształtowane piłkarsko i życiowo osoby. Może małżeńska sytuacja tego drugiego jest trochę zagmatwana, ale na boisku potrafi pokazywać nieprzerwanie od ponad sześciu lat ten sam wysoki poziom. Obaj wiedzą, o co grają. Wznieśli już w górę klubowe puchary, grali na największych piłkarskich imprezach przy pełnych stadionach. Nic ich nie zaskoczy, bowiem przygotowani są już na wszystko.

W asymilacji z nowym otoczeniem pomagają im ci, którzy już trochę tutaj są. Zolę wprowadzał Gianluca Vialli, Roberto di Matteo oraz Dan Petrescu, a po półtora roku w Chelsea aż do końca przygody na SW6 menadżerami byli rodacy. Co ciekawe, Ranieri wypowiadał się o Zoli tylko i wyłącznie w najwyższych superlatywach. A Deco? Paulo Ferreira oddał mu numer 20, sam biorąc wolną "19-nastkę". Ricardo Carvalho pokaże gdzie się warto przejść, aby zrobić zakupy i dobrze zjeść. Z José Bosingwą obaj będą się wspierać w pierwszych miesiącach w Anglii, a z Alexem, Juliano Bellettim oraz wypożyczonym do PSV Alcidesem można powspominać rodzimą Brazylię. Co ciekawe, wszyscy urodzeni w Kraju Kawy piłkarze Chelsea są z podobnego regionu tegoż wielkiego państwa, więc i w odwiedziny do rodziny można lecieć razem. Do tego wszystkiego jest menadżer, który przetarł dokładnie taką samą drogę jak Deco: z Brazylii przez Portugalię na Stamford Bridge i wie tyle samo o pracy w Anglii: niemalże nic.

Obaj piłkarze, choć spełnieni, mogą czuć niedosyt. Właśnie skończyły się Mistrzostwa Europy, a oni wracają z niczym, choć ich drużyny były w gronie ścisłych faworytów. Trzeba pokazać, że świat się pomylił i jeszcze nie są za starzy, aby kopać piłkę na najwyższym poziomie. Dzięki sympatii menadżerów są zwolnieni z części obowiązków defensywnych i w pełni będą mogli rozkoszować się grą w ofensywie. Znakomity zmysł rozgrywania piłki połączony z fenomenalną techniką (tej się wraz z wiekiem nie traci) oraz umiejętnością dryblingu otwierającą obronę rywali zagwarantuje miejsce w podstawowych jedenastkach i sympatię fanów. Nikt błędów w obronie zakończonych utratą bramki (zapada wszak w negatywną pamięć) nie wypomni. Krótki kontrakt? Pokażę, że zasługuję na kolejny!

Witam Deco z otwartymi ramionami na Stamford Bridge i życzę mu, aby wykorzystał nadarzającą się okazję i przypomniał fanom Chelsea, że efektowny potrafi też znaczyć efektywny. Wierzę, że jego doświadczenie, umiejętności, profesjonalizm oraz boiskowy charakter przywrócą piękny i czysty futbol, którego byliśmy świadkami w wykonaniu Gianfranco Zoli. Niech wielcy staną się jeszcze więksi.

PS. Deco stał się pierwszym oficjalnym transferem Scolariego. Zgadnijcie, kogo chciał kupić jako pierwszego José Mourinho?
PS2. Nasz nowy nabytek i kwestia Franka Lamparda to dwa różne tematy. Ale o tym wkrótce.

No comments: