3 Aug 2008

Wow!

Wynika mecz z AC Milanem doprawdy mnie miło zaskoczył. Bardzo miło. Rezultat w dużej mierze odzwierciedla przebieg gry, a to jest sygnał. Sygnał dla rywali na Wyspach i kontynencie. Sygnał Luisa Felipão Scolariego. „Wszystko jest pod kontrolą, wiemy o co gramy”, można wywnioskować.

Przypomnę przystawkę do tej notki, gdzie w kilku słowach skomentowałem postawę defensywy AC Milan. Bez wątpienia słabi, starzy i pozbawieni formy piłkarze to główny powód straty aż pięciu bramek. Za brak napastników w kadrze nie winiłbym ani kontuzji, ani barona de Coubertina bądź Seppa Blattera. Winny jest Adriano Galliani oraz jego świta. Wszak napastników można było kupić. Bramkarza zresztą też. Do zamknięcia okna transferowego zostały jeszcze cztery tygodnie.

Azjatyckie wyniki nie okazał się wyjętymi z kontekstu. Rywale wówczas byli słabi, ale Drużyna przepracowała ten okres efektywnie. Warto dodać, iż niemal wszyscy gracze z pola angażowali się w grę ofensywną, by po chwili razem wracać do obrony. Słowa uznania dla Scolariego, który przyjął założenia podobne do tych José Mourinho. Z tą różnicą, iż w obecnych planach kadrowych Klubu, miejsca dla Didiera Drogby nie widzę. Choć już sierpień, niektóre klasowe zespoły nadal szukają wzmocnień w linii ataku. Weźmy na przykład taki AC Milan...

To była typowa sytuacja spoza kadru. Bodajże mecz u siebie z Newcastle. Jedno z tych nudnych 1:0. Mourinho raz po raz podbiegał do linii bocznej i darł się. Na Drogbę i Arjena Robbena. Nie wracali się do obrony, nie chciało im się, a Portugalczykowi się to nie podobało. Holendra, który później zamknął nam drogę do finału LM, bez żalu się pozbyto, robiąc przy okazji dobry finansowo biznes. Drogbę w defensywnie widziałem chyba raz, de facto podczas ostatniego półfinału przeciw Liverpoolowi. Jemu udało się wprowadzić CFC do finału europejskich rozgrywek klubowych. Ale tam już było tylko gorzej. Tym niemniej, miniony sezon pokazał, iż Afrykanin to piłkarz tylko na Ligę Mistrzów. W lidze leniwy, grać przeciwko Readingom, Evertonom czy Aston Villom już mu się nie chciało.

Płakać za tym napastnikiem nikt raczej teraz nie będzie. Chyba że zapatrzeni nastoletni fani, którzy mają szczęście pamiętać tylko miłe i chwalebne wydarzenia z przeszłości. Podczas przedsezonowych przygotowań zszokował mnie Anelka. Od jego debiutu w Chelsea, wchodząc z ławki przeciwko Tottenhamowi, mógł liczyć na wspaniały doping fanów. Doskonale pamiętam tamten mecz. Francuz rozgrzewa się – trybuny skandują jego imię. Wchodzi na boisku – wrzask, szał, burza braw. Ma piłkę przy nodze na 40. metrze od bramki – wszyscy krzyczą: „strzelaj!” ;-)

Cztery bramki przeciwko Milanowi to nie jest przypadek. Runda wiosenna 07/08 była zupełnie nieudana. Piłkarz zgubił formę i nie mógł jej odzyskać, grając na skrzydle. Formę buduje się na zasadzie pewności siebie. A tej zdobyć nie mógł, ponieważ musiał dryblować i mijać rywali. Nie dawał rady, ponieważ był bez formy. Błędne koło. Każdy wiem, kto wówczas wyrządził Francuzowi tą taktyczną krzywdę. Scolari od początku zaufał Anelce i wystawia tam, gdzie piłkarz preferuje najbardziej: na szpicy. Minąć jednego obrońcę, głową zgrać piłkę do tyłu bądź dołożyć nogę. Puchar Kolejowy w Moskwie doskonale pokazał, gdzie drzemie potencjał Francuza. Asysta jednego dnia, cztery bramki drugiego.

W obwodzie pozostaje także Franco di Santo. Kto? Faktem jest, iż mało osób słyszało o Argentyńczyku, ale młody piłkarz jest niesamowicie utalentowany. Dołączył do nas, podobnie jak Anelka, minionej zimy, ale od razu został skierowany do zespołu rezerw. W trzy miesiące został najlepszym strzelcem i piłkarzem tego zespołu, kilka razy w pierwszej linii partnerował mu powracający po kontuzji Andrij Szewczenko. (Gracz za 130 tysięcy funtów tygodniowo w drużynie rezerw – welcome to Chelsea!) Już wówczas di Santo prezentował się o niebo lepiej od Claudio „call me wooden” Pizarro, ale ówczesny menadżer nie odważył się dać Argentyńczykowi szansy występu. Scolari jest zupełnie inny, dzięki czemu młody piłkarz w Azji zaprezentował się rewelacyjnie. Będzie z niego pociecha.

Pomimo licznych perypetii, AC Milan ostatecznie nie zagra w Lidze Mistrzów, choć długo się na to zanosiło. Z jednej strony szkoda, byłby to wymarzony rywal do wylosowania w fazie grupowej i ponownego rozbicia, z drugiej – sprawiedliwości stało się zadość. Finansowo zostaną wzmocnione słabsze ligi, a rossoneri są po prostu za słabi na chwilę obecną. Tsunami na Atlantyku (tak, jasne) nie pozwoli pewnego razu wrócić brazylijskim piłkarzom do Mediolanu, i pozbawiony południowoamerykańskiego importu zespół z kretesem przegra mecz ligowy lub Pucharu UEFA.

Kamyczek do ogródka: Puchar Kolejowy to też jest puchar. I go już przegraliśmy. Natomiast nawet Claudio Ranieri potrafił zdobyć przedsezonowe trofeum. Po serii rzutów karnych i decydującej jedenastce wykorzystanej przez ówczesnego kapitana Johna Terry’ego! Konia z rzędem temu, kto powie ilu menadżerów w historii Chelsea wygrało mecz po karnych! Viva Ranieri! Mięliśmy już ostatnio okazję kilka razy wspomnieć imię włoskiego szkoleniowca, ale wobec kontuzji José Bosingwy, do Juventusu ze Stamford Bridge nikt podczas tego okienka transferowego nie trafi.

PS. Straszna wiadomość: Drogba ready to pen new Chelsea deal

2 comments:

Pawełek "PasiOoO" said...

Drogbie się nie chciało? Był jednym z najambitniejszych piłkarzy Chelsea w tamtym sezonie. W lidze także błyszczał [mecz z Arsenalem!] Także uff- dzięki Ci Roman, że zostaje:)

Robert Blaszczak said...

@pawelek,
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga oraz komentarz! Choć Drogba był niekwestionowaną gwiazdą meczu z Arsenalem oraz rewanżu LM z Liverpoolem, w każdym innym meczu zawodził. Nawet z Evertonem u siebie [1:1], choć strzelił bramkę - opadł na laurach i nie robił nic, ani w ataku ani obronie. Ponadto wprowadzał negatywne emocje do szatni, ciągle komentując odejście Jose, informując o chęci odejścia oraz o tym, jak niemalże wymuszomo na nim transfer do Chelsea z ukochanej Marsylii... To wszystko odkłada się na mojej całościowej opini o Drogbie 07/08.