Ależ te życie jest pełne przypadków! Wystarczyło przez pomyłkę wejść do innego niż planowałem sklepu muzycznego i zobaczyć przecenioną płytę. Znałem ją na pamięć, ale pewną historię odkryłem na nowo.
Robbie Williams to piosenkarz, z którym się przez jakiś czas razem starzeliśmy. Jako nastolatek zafascynowałem się jego muzyką, a albumu „I’ve been expecting you” szukałem w całej Polsce. Znalazłem dopiero w Lyonie. Zapłaciłem jakieś niebotyczne pieniądze, by dwa tygodnie później za pół ceny wypatrzyć tą płytę w salonie muzycznym w Akwizgranie. I tak było warto. Następne wydawnictwo, „Sing when you’re winning”, nabyłem już w kraju, nie jako płytę, ale kasetę. Było to niecałe osiem lat temu, i dziś chyba nie nadaje się już ona do słuchania. Wraz z biegiem czasu dorosłem do myśli, iż swingowanie i klasyki epoki Franka Sinatry czy Andy’ego Williamsa mają swoje piękno. Wówczas, Robbie nagrał „Swing when you’re winning”. Byłem wniebowzięty. Ale dalszy przebieg kariery urodzonego w Stoke piosenkarza już zaczął szeroko mijać moje zainteresowania. Z drobnymi wyjątkami, jak choćby koncertowa płyta „Live at Knebworth”.
Spytacie, dlaczego ja to piszę?
Wpadła mi dziś w ręce płyta „Sing when you’re winning”. Dokładnie pamiętałem wkładkę do niej. Z piłkarzami cieszącymi się ze zwycięstwa na boisku, a następnie w szatni, robiącym notatki dziennikarzem, czy pilnującymi porządku wokół stadionu policjantami. W każdej z tych postaci Robbie, słynący ze swojej piłkarskie pasji. Mając te wydawnictwo w domu przez kilka lat dopiero dziś zobaczyłem, iż wszystkie sfotografowane sceny rozgrywają się na Stamford Bridge oraz Fulham Road! Pozytywne zaskoczenie i pytanie: jakim cudem ja tego wcześniej nie dostrzegłem?
Williams to fan Port Vale. Fan na tyle duży, iż przed dwoma laty kupił większościowe udziały w klubie, ratując go tym samym przed bankructwem. Niedawno obiła mi się o uszy historia, jakoby w Los Angeles piosenkarz założył z kumplami drużynę LA Vale. Analogia z rodzimym klubem naturalna, a i konkurencja dla Hollywood FC ciekawa. Ponadto, Robbie był wielokrotnie widziany na meczach o najwyższą stawkę, tak klubowych, jak i międzynarodowych. Tym niemniej (ostatnio często określam tego słowa), ostatni raz widziałem go w maju 2007 roku, na finale FA Cup. Dobrze wiecie, kto wówczas wygrał.
Przypomniała mi się dziś także działalności charytatywna piosenkarza. Wciągnął go w nią inny przedstawiciel tego zawodu, Ian Dury. Ów rockman to postać warta łam książki, a nie jednego akapitu tutaj. Niby niezależny i niszowy, ale potrafił się utrzymać w show-biznesie przez 30 lat, aż do śmierci. Wydał kilkanaście płyt, nagrał kilkadziesiąt piosenek, ale słowa jednej z nich, „What a waste” mogą szczególnie zaintrygować fanów Chelsea.
I could be a lawyer with strategems and rusesMożna też obejrzeć.
I could be a doctor with poultices and bruises
I could be a writer with a growing reputation
I could be the ticket man at Fulham Broadway station
Dury kilkanaście razy zagrał w filmach, m.in. mniejsze role w „Pirataci” Romana Polańskiego czy „Sędzia Dredd”. Dury napisał nawet jeden musical („Jabłka”), ale poproszony przez legendarnego Andrew Lloyd Webbera o napisanie libretta do „Kotów” kazał mu... spadać. Ostatecznie, libretto napisał Richard Stilgoe i zarobił krocie. W tym mniej więcej okresie, artysta zaangażował się w działalności charytatywną. Wciągnął w nią także Robbiego.
Williams szybko stał się jednym z ambasadorów UNICEF-u, wziął udział w kilku edycjach Live8. To właśnie on był jednym z głównych pomysłodawców imprezy Soccer Aid, która miała swoją inaugurację w 2006 roku. Cel szczytny, zabawa świetna. Sławy futbolu i show-biznesu zagrają ze sobą, a cały zysk z imprezy zasili konto charytatywny oddział ONZ. Zebrano prawie 3 miliony funtów, a w finale imprezy na Old Trafford 72 tysiące widzów mogły podziwiać takie gwiazdy jak m.in. Graeme Le Saux, Ruud Gullit, Gustavo Poyet, Gianfranco Zola, czy Marcel Desailly (oczywiście, wszyscy sławy Chelsea). Nazwiska innych też mogły się obić o uszy: Diego Maradona, Peter Schmeichel, Lothar Matthäus, David Ginola, Dunga, Brian McFadden, David Seaman, Tony Adams, Paul Gascoigne, czy Jamie Redknapp.
Szczytny cel zabawy
W tym roku odbywa się druga edycja Soccer Aid. 7 września na Wembley! Ponownie nie zabraknie sław, bilety tanie, a okazja, aby dobrze się bawić i wesprzeć UNICEF, bezcenna dla potrzebujących pomocy. Głęboko żałuję, iż termin pokrywa się z moim zaangażowaniem w juniorskie Mistrzostwa Świata FIVB w siatkówce plażowej, ponieważ chętnie bym uczestniczył w obu wydarzeniach. Jednakże, gorąco zachęcam wesprzeć akcję Williamsa. A i okazja bycia na Wembley za niewielkie pieniądze jest motywująca!
W moim deezerze możecie usłyszeć przy tej okazji dwa utwory Robbiego nagrane przy okazji płyty „Sing when you’re winning”: hiszpańskie „Ser mejor” oraz francuskie „Supreme”. Mam nadzieję, iż mile zaskoczą. Powinienem także dodać piosenkę „Rock DJ”, ale po prostu jej nie lubię. Podobno jej słowa zostały zainspirowane osobą wspomnianego już Iana Dury’ego, który zmarł kilka miesięcy przed premierą tego wydawnictwa.
No comments:
Post a Comment