3 Dec 2008

Absurd, nie Burnley / Chelsea mnie potrzebuje

Zazwyczaj piłkarski sezon przynosi nam tych bohaterów w okolicach lutego, marca. Wówczas bowiem następuje przełomowy moment rozgrywek o Puchar Anglii i wielcy zaczynają odpadać. Ale legendy the biggest cup upsets rodzą się także w Pucharze Ligi Angielskiej. Ot, tegoroczne Burnley.

Ostatnie trzy sezony:
  • 2007 Wycombe Wanderers
  • 2008 Havant and Waterlooville oraz Barnsley
  • 2009 Burnley
O Burnley pisałem niedawno w kontekście meczu z Chelsea na Stamford Bridge. Zespół Owena Coyle'a nic specjalnego nie pokazał, żadnych wielkich zawiłości taktycznych, żadnych niesamowitych umiejętności technicznych czy zgrania. Banda chłopaków, którzy nie mają nic do stracenia i są gotowi pluć zębami, aby awansować dalej. Szczerze, nic, czego którykolwiek z nas nie potrafiłby zrobić, jakby zawziął się i zaczął ciężko pracować. Nie potrzebujesz umiejętności Cristiano Ronaldo (btw. gratulacje), ani nawet szybkości Aarona Lennona. Po prostu wychodzisz na boisko i walczysz o każdy metr. Ok, Chris Eagle to wyjątek :)

Niby takie proste, a takie trudne zarazem.

Chciałbym napisać, i aż mnie palce proszą, aby wykonać kilka szybkich uderzeń nad klawiaturą, że "the Clarets" to drużyna totalnych kopaczy, którzy po ewentualnym awansie do Premiership dostawałaby srogie baty od każdego, ale...

Pokonali kolejno trzy londyńskie zespoły, choć wypłaty Franka Lamparda i Johna Terry'ego wystarczyłyby, aby opłacić na tydzień ich całą kadrę. Dzięki awansowi do półfinału Carling Cup, wystąpią w dwóch kolejnych meczach. Co więcej, oba będą transmitowane w telewizji. Prestiż dla kibiców, solidny zastrzyk kasy dla klubu.

Jak na klub ze 126-letnią tradycją dużo nie wygrali, ale każde dni jak ten na pewno rozgrzewają do czerwoności zmarznięte głowy fanów z Turf Moor. Dla fana zespołu z Top Four, to byłby kolejny półfinał kolejnego pucharu w kolejnym sezonie. O tym sezonie, w Burnley będą mówić jeszcze długo.

Tylko wrzucę mały kamyczek do ogródka, pardone, stawu, robiąc "kaczki" na wodzie, trzy dokładnie:
1) Stawiam pieniądze, że Fulham odpadnie z Pucharu Anglii najdalej w swoim drugim meczu. Dla Roy'a Hodgsona liczy się tylko utrzymanie "Wieśniaków" w lidze. Carling Cup przeszkadzałoby jedynie w tym.
2) Chelsea pod wodzą Luiza Felipe Scolairego gra gorzej niż pod Avrahamem Grantem. Fakt.
3) Arsène Wenger wystawia dzieciaków, z których jeden w ubiegłym sezonie zaliczył 210 meczowych minut na przestrzeni trzech miesięcy.

Tym niemniej, za zespół Coyle’a trzymam kciuki. Jakby co, zawsze będzie, że „odpadliśmy z ewentualnymi zwycięzcami”.

Chelsea mnie potrzebuje. Nieobecny na United - remis. Nieobecny na meczu z Liverpoolem - porażka. W weekend byłem na konferencji w Nottingham, a rezultat meczu z Arsenalem każdy zna. Coś mi się wydaje, że trzeba będzie pojechać na kilka meczów up North na wiosnę, aby uratować sezon dla "the Blues" ;-) Aha, nic mnie nie obchodzi, że gol Robina van Persiego był ze spalonego. Mięliśmy wystarczająco dużo czasu, aby wyrównać. Wybitne zespoły potrafią grać przeciwko nie tylko jedenastu rywalom, ale 80 tysiącom fanów i trójce sędziów. Zwalanie winy jest sztuką tanią i niegodną wielkiego klubu. Aczkolwiek przeprosiny można usłyszeć ;-)

(fot. BBC)

No comments: