15 Nov 2008

(Charlton+Barnsley)*2=Burnley

czyli Future ain't blue anymore, baby

Kolejna kartka z mojego niebieskiego meczownika:

Minęło pół roku, odkąd widziałem zespół Burnley po raz ostatni. W piękne weekendowe popołudnie Crystal Palace rozniosło gości 5:0, zapewniając sobie miejsce w play-offach. I choć duży wpływ na wynik miała czerwona kartka już na początku spotkania, Burnley ani przez chwilę nie wydawało się zespołem groźnym. Co więcej, jednym z wyróżniających się aktorów tego meczu był Scott Sinclair. Młody piłkarz, w charakterystycznych jaskrawych butach, raz po raz mijał obrońców gość niczym narciarz tyczki, na listę strzelców wpisał się tylko raz, choć powinien z pięć. Fajnie było.

Kiedy więcej Burnley ponownie przyjechało do Londynu po kilku miesiącach, oczywistym się wydawało, że Scott S. dostanie szansę ośmieszenia ich ponownie. Oczywistym dla wszystkich, oprócz Luisa Felipe Scolariego.

Nie umniejszając wadze Pucharu Ligi, największe marki traktują to jako pole doświadczalne dla młodzieży. Nie ma lepszej okazji, aby dać im się ograć, niż radosne mecze w środku tygodnia. A Chelsea, jak nikt inny w ostatnich kilku latach, wydała ciężkie pieniądze na wykupywanie co bardziej utalentowanych piłkarzy z innych klubów. Teraz się zastanawiam, czy celem tego było zniszczenie ich karier.

Dziesięciu piłkarzy, którzy polegli na Selhurst Park, pokonało po rzutach karnych pierwszy zespół Chelsea. Nie żadne rezerwy, bowiem Didier Drogba, Florent Malouda, Salomon Kalou, Deco, Branislav Ivanovic, Wayne Bridge, Alex, John Obi Mikel czy Frank Lampard to zawodnicy podstawowi. I to jest wstyd. Z drugiej strony, tę porażkę można było przewidzieć.

Jakim celem było wystawienie rutyniarzy z Londynu na gotowych na wszystko piłkarzy Burnley? Scolari chciał dać okazję im się ograć? Dla 34-letniego Carlo Cudiciniego? Dla Paolo Ferreiry? Dla Bridge'a? Dla... DROGBY?! Oni nie potrzebują kilku meczów, aby wejść do rytmu meczowego, to są totalni profesjonaliści!

Słowa uznania dla Arsenalu, który systematycznie daje szansę ograć się przed 60-tysięczną widownią dla nastolatków. Kiedy nadejdzie potrzeba, błyskawicznie wejdą do składu. Miałem okazję być na piątkowej (14 listopada) konferencji Arsène'a Wengera, który ocenił, że 7-8 piłkarzy z drużyny "carlingcupowej" jest gotowych do gry w Premier League. A średnia wieku tych chłopaków to 20-21 lat!

Rację miał ktoś na blogu Chelsea Poland (bodajże xm33) kilka miesięcy temu, pisząc że Scolari boi się ryzykować i stawiać na młodzież. Że myśli tylko o tym, co będzie tutaj teraz, nie za kilka lat. Trudno się wszak dziwić, nie zatrudniono go, aby wygrał Ligę Mistrzów za pięć lat, ale za kilka miesięcy. Ponadto, z racji wieku, Scolariego na Stamford Bridge za 3-4 lata i tak nie będzie. O ile nie zostanie zwolniony wcześniej.

Prowadząc 4:0 z Portmouth i Bordeaux, Franco di Santo nie dostał szansy gry. Kiedy robiło się tragicznie w meczu z Liverpoolem, to właśnie on miał uratować wynik dla "the Blues". Pytanie, jakim cudem miałoby mu się to udać, jeżeli nie miał okazji nabrać doświadczenia? Podobnie sprawa się miała w owym meczu ze Scottem Sinclairem.

W ubiegłym sezonie, młodzież Chelsea dotarła do finału FA Youth Cup. Z tamtej drużyny, tylko Michael Woods (kupiony w wieku 16 lat z Leeds za 600 tysięcy funtów) pojawił się na ławce przeciwko Burnley. Jaki był sens wystawienia w tym meczu starucha Mineiro, ogranych Mikela, Bellettiego i Deco w środku pola? W ataku wybiegł Drogba, choć mecz powinien zacząć di Santo. Na skrzydle zagrał beznadziejny jak zawsze Malouda i niewiele lepszy Kalou, choć na szansę czekał i czekał Sinclair właśnie. Na dobrą sprawę, każdy z tej listy mógłby i powinien był w środowym meczu wystąpić. Ale żaden z nich na boisku się nie pojawił. Quo vadis, Chelsea? Kogo będziemy oklaskiwać za sezon-dwa?

Frustracja po porażce z Burnley nie wynikała z samej porażki, ale tego, kto ten mecz przegrał. Seniorzy, doświadczeni gracze. Nikogo bym nie winił, gdyby jedenastka Taylor - Nana, Hutchinson, Ivanovic, Bertrand - Kakuta, Woods, Tejera, Sinclair - di Santo, Stock przegrała ten mecz. Co więcej, uderzyłbym się w pierś i powiedział: "Faktycznie, młodych piłkarzy mamy beznadziejnych". Sęk w tym, że oni beznadziejni nie są. Na każdym wypożyczeniu Sinclair jest gwiazdą, podobnie jak Ben Sahar. Co więcej, opinię publiczną zszokował Fabio Capello powołując do kadry Michaela Mancienne! Czarnoskóry obrońca został wypożyczony do Wolverhampton, bowiem nie mieścił się w kadrze Chelsea. W wieku 20 lat, miałby już koło 60-70 meczów w barwach Arsenalu, a w Chelsea jeszcze nie zadebiutował!

Trzeba mieć jaja i umieć pomyśleć przyszłościowo. Zwycięstwa nad Sunderlandem, Middlesbrough czy West Bromwich mnie nie oszukają. Los Chelsea będzie smutny, jeżeli młodzi piłkarze nie zostaną wprowadzeni do pierwszej drużyny.

Porażka z Burnley była spotęgowaniem meczów przeciwko Charltonowi i Barnsley. Te same błędy, ten sam skutek. A podobno uczymy się na błędach, jak widać nie dotyczy to Chelsea.

Wracając do domu, myślałem, że będę bardziej sfrustrowany tym, co widziałem w środowy wieczór w Londynie. Ponadto, z powodu rzutów karnych uciekło mi kilka pociągów i do domu trafiłem około 3 nad ranem. Na szczęście świeże w pamięci wspomnienia koncertu Katie Meluy jakoś uratowały mój humor i wrażenia "wtorkowe" wyraźnie przeważały nad tymi "środowymi". How silly is that? :)

Pisząc te słowa, powoli kończy się mecz WBA-Chelsea. 3:0 dla gości z Londynu, John Terry, Ivanović i José Bosingwa dostali "głupie" żółte kartki, na boisko wszedł Michael Ballack, Ferreira i Drogba, a Scott Sinclair nadal dusi się na ławce. Jaki jest tego sens?

Btw: José Mourinho został zwolniony po dwóch słabych remisach. Scolariemu udało się przegrać trzy mecze w przeciągu dwóch tygodni, z czego dwa u siebie. Mourinho na the Bridge przegrał dwa razy w ciągu trzech lat, a Avraham Grant wcale. Ot, ciekawostka.

(fot. BBC / Nowa praca Le Saux?)

No comments: