8 Feb 2009

Zbrodnia i kara match-winnera

Sobotni mecz przeciwko Hull był dla Michaela Ballack setnym w barwach Chelsea. Mam prawo pobieżnie to podsumować, bowiem razem zaczęliśmy naszą przygodę w Anglii. Wyprawa do stolicy Walii w sierpniu 2006 roku była pierwszym meczem Chelsea dla obu z nas. Miesiąc później, już na Stamford Bridge, kiedy ja debiutowałem w potyczce u siebie, Ballack wyleciał z boiska już w pierwszej połowie. Ciężko obiektywnie ocenić, jaką opinią cieszył się wówczas wśród kibiców Chelsea. Sam miałem mieszane uczucia, czy to dobry zawodnik dla the Blues.

Nie miał łatwo, bowiem fani wyraźnie faworyzowali Andrija Szewczenkę, który w walijskim debiucie strzelił gola. Ukrainiec przybył do Londynu w podobnym okresie, ale ze znacznie większą pompą. Nawet po złym zagraniu lub podaniu kibice głośno wyrażali swoje wsparcie dla niego. I choć kariera snajpera na the Bridge szybko chyliła się ku upadkowi, nigdy nikt o nim złego słowa nie powiedział. W międzyczasie Ballack ciężko harował o uznanie wśród kibiców the Blues. Pierwszy raz jakąkolwiek piosenkę pod jego adresem usłyszałem dopiero w półfinale Pucharu Anglii na Old Trafford, kiedy Niemiec strzelił gola w dogrywce meczu z Blackburn Rovers. Zdjęcia z tamtego wydarzenia nadal są popularne w Sieci i od czasu do czasu widzę w jakiś newsach czy artykułach.De facto, ówczesna kampania o Puchar Anglii była ostatnią zwycięską Chelsea w jakichkolwiek rozgrywkach. Ballack systematycznie notował coraz lepsze i pewniejsze występy, co więcej, cały czas prezentując równie wysoki poziom. Nie świecił tak jasno jak w meczach Bayer, Bayernu czy reprezentacji, ale budował zaufanie wobec kibiców.

Bez kozery mogę napisać, że momentem przełomowym był... przełom roku - 2007 i 2008. Najpierw Ballack uratował mecz u siebie z Aston Villą (4:4) w Boxing Day, a pierwszego stycznia dał zwycięstwo na Craven Cottage. Bez Szewczenki, Didiera Drogby, Franka Lamparda, Claude'a Makélélé, Johna Terry'ego i Petra Čecha, Chelsea potrzebowała lidera, który udźwignie ciężar prowadzenia zespołu na boisku i Niemiec wywiązał się z tego znakomicie. O piłkarzach jak on angielskie gazety piszą, że są "match-winnerami". Choć często dotyczy to po prostu zwycięskich goli, do mentalności Ballacka taki epitet pasuje jak ulał.

Ten sezon ma jednak mniej udany. Pierwszą bramkę strzelił dopiero w roku kalendarzowym 2009 i to przeciwko arcymocnemu Southend. Ale już zdjęcie z boiska Niemca, a nie Portugalczyka Deco, w grudniowym meczu przeciwko West Hamowi wywołało wyraźnie niezadowolenie na trybunach the Bridge. Kibice mu ufają i wierzą, że niemiecki pomocnik jest jednym z niewielu najemników Chelsea, którym do końca zależy na zwycięstwie i gotów jest wypluć płuca lub grać z sercem na rękawku, aby to osiągnąć.

Po tym przydługim wprowadzeniu...

Ballack był bohaterem meczu przeciwko Ipswich, strzelając dwie bramki. Oto, co zdążył jednak ustrzelić jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.

Idąc śladami Rodiona Romanowicza Raskolnikowa (a może po prostu Fiodora Dostojewskiego?), po tej zbrodni nadeszła pora na karę. Jako że Niemiec nie wyrażał skruchy i nie spacerował samotnie ulicami Sankt Petersburga, kto nie wymierzyłby jej lepiej, aniżeli ludzie młodzi, pełni nadziei i ambicji, przeciwni wszelkim negatywnym zjawiskom? Na przykład, juniorzy Chelsea FC?

PS. Jako entrée do kolejnej kartki z meczownika, angielscy dziennikarze wreszcie poznali się na rzeczy, choć jak sami przyznają kryzys Chelsea zaczął się już w listopadzie. Brawa za refleks!

4 comments:

Anonymous said...

No po Twoim artykule, na pewno w niedługim czasie do Ballacka zgłoszą się obrońcy praw zwierząt z rozkazem odnalezienia i przeproszenia tego gołębia ;) a tak już na serio to bardzo dobrze ująłeś rolę Ballacka jako przywódcy w okresie świąteczno - noworocznym zeszłego sezonu, jednak mimo tego i kilku dobrych momentów (prócz wspomnienego przez Ciebie B'burn w 1/2 FA Cup, mam głęboko w pamięci potyczkę z United na Stamford Bridge w zeszłych rozgrywkach wygraną 2:1 po obydwu golach Niemca, ahhh... ten karny z końców, ileż to było nerwów...) ja nie potrafię się do niego przekonać. Co prawda nie tylko sportowe argumenty mną targają, ale... Nie widziałem wszystkich meczów The Blues w ostatnim czasie, jednak prawie zawsze kiedy Misza jest na boisku przyprawia mnie o bóle serca. Niedokładne podania, słabe strzały. W rewanżowej potyczce z Southend już w pierwszej połowie powinien mieć na koncie hat-trick. Mimo wszystko wolę na boisku Ballacka niż Deco, jednak na powrót Essiena czekam jak na koniec roku szkolnego, bo to będzie największe wzmocnienie ekipy Big Faila

Robert Blaszczak said...

Essiena potrzebujemy, bo jak trzeba zaatakować to Mikel okazuje się kołem u wozu. Inna sprawa, że wprowadzanie w jego miejsce Bellettiego to nie jest strzał w nogę, ale kulka w łeb...
Kiedy pojawi się Essien i Lamps i Ballack zaczną grać lepiej, bo będą mieli momenty wytchnienia, tzn. będą mogli zostać jako def. pomocnicy, a Essien będzie szarżował w ataku. Mikel takiego wariantu nie potrafi zaoferować niestety

Anonymous said...

dziś spełniło się twoje marzenie. gratuluję, bo chyba cieszysz się ze zwolnienia felipe scolariego, right? :-)

Anonymous said...

Chyba jak każdy ;)