Nie ma sensu szukać teraz świetnego fachowca do objęcia kadry. Lepiej poczekać na ostatni mecz przyszłorocznych mistrzostw świata i wówczas ogłosić wakat na pozycji selekcjonera. Przykłady z RPA oraz Południowej Korei to potwierdzają.
Jeżeli chcemy, aby najlepsi trenerzy bili się o posadę selekcjonera reprezentacji Polski, należy uzbroić się w cierpliwość. Teraz trafią nam się jedynie szkoleniowe okruszki.

My, Polacy, nadal mamy w sobie dużo ułańskiej fantazji. Choć pitny miód odstawiliśmy już na bok, wciąż lubimy nad kuflami pełnymi innych trunków dysputować, jakim to potężnych krajem kiedyś byliśmy. Często mówimy o narodowej potrzebie powrotu na należyte nam miejsce wśród europejskich ludów. Poprzez sport ta droga jest najkrótsza. Doskonale uczyły nas o tym czasy Polski Ludowej, sportowa mobilizacja sowieckich sąsiadów czy nawet ubiegłoroczna chińskich olimpijczyków. Nie bez kozery także Amerykanie pompują miliardy dolarów w „przemysł sportowy”, aby stawać tylko na najwyższym stopniu podium.
Jak w większości dyscyplin, także w futbolu droga na sam Olimp nie jest łatwa i wymaga wielu czynników płynnie ze sobą współdziałających. W tym przypadku, podstawowymi są piłkarze oraz infrastruktura, która pozwoli wyszkolić następne pokolenia futbolistów.
Patrząc z perspektywy Euro 2012, piłkarzy na chwilę obecną nie mamy. Patrząc na infrastrukturę – wielkich nadziei na wybuch kilku talentów w przeciągu następnych dwóch lat także mieć nie powinniśmy. Jak głosi jedno z porzekadeł, „jeżeli czegoś nie da się zrobić, zatrudnij kogoś, kto o tym nie wie.” Nie trzeba być wizjonerem, by wyobrazić sobie w czerwcu 2012 roku polskiego szkoleniowca mówiącego w blasku fleszy, że z grupy nie wyszliśmy, ponieważ nie mięliśmy kim grać. Liga za słaba, za granicą wszyscy na ławkach – już znamy te wymówki. Również zatrudniony w tym momencie zagraniczny trener zdąży przez następne 36 miesięcy przejrzeć na oczy, że został nieźle wrobiony przyjmując ofertę pracy w Polsce. Leo Beenhakker pokazał, że dwa sezon na euforii można zagrać, ale już przy trzecim dojdzie do tragedii.
Selekcjoner w takim kraju jak Polska musi być iluzjonistą. Jego rolą jest wskrzesić wiarę, że ciężką pracą i poświęceniem można pokonać rywali sportowo lepszych. Ale nawet magia światowej sławy specjalisty po dwóch latach pracy w takim środowisku się wypali. Można się z tym kłócić i dyskutować, ale radziłbym się pogodzić. Tak już jest i sięgając pamięcią 20 lat wstecz nie znajdziemy przykładu, który by tej teorii nie poparł.

Na chwilę obecną na stanowisku selekcjonera lepiej pozostawić Stefana Majewskiego. Ma doświadczenie, ma wiedzę, a ligę i piłkarzy zna doskonale. Nie miał sukcesów w piłce klubowej, ale jakie to ma znaczenie? Jürgen Klinsmann oraz Marco van Basten pokazali, że jedno z drugim się nie wiąże. Ponadto wszyscy najlepsi trenerzy albo pracują teraz z ekipami grającymi w Lidze Mistrzów, albo awansowali na mistrzostwa świata. Dlatego są najlepsi.
Jeżeli faktycznie chcemy znaleźć kogoś, kto przywróci nam trochę narodowej dumy podczas Euro – poczekajmy. Po MŚ w RPA na rynku pojawi się wiele CV, tak ludzi wcześniej pracujących z reprezentacjami, jak i w piłce klubowe. Choćby Guus Hiddink, który ogłosił już, że kontraktu z Rosją nie przedłuży. Holender jest przymierzany do roli członka zarządu Chelsea Londyn, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku z obu stron mógłby przez pierwszy sezon w Polsce pracować tylko przez kilka dni w miesiącu. Nazwisk jak Hiddink na rynku będzie więcej w lipcu 2010.
Obecnie dostępni szkoleniowcy to ludzie, którzy właśnie przegrali albo eliminacje do mistrzostw świata, albo zostali zwolnieni z klubów po nieudanych minionym sezonie bądź początku obecnego.

W takim samym momencie Polska byłaby w znaczniej bardziej uprzywilejowanej pozycji. Kraj z przestępczością na niemalże zerowym poziomie (porównując z RPA), członek UE w środku Europy. Ewentualny sukces tutaj dałby złoty bilet do czołowych klubów Zachodniej Europy. O tym, że polska liga jest żenująco słaba i nie ma w niej wielu wartościowych piłkarzy, potencjalny selekcjoner mógłby się nawet nie przekonać podczas kilku miesięcy pracy nad Wisłą. A przynajmniej nie dałbym swoim wybrańcom tak pomyśleć.
Swoją drogą, może za rok, dwa kto inny będzie już u sterów polskiej piłki?
Felieton został opublikowany na iGol.pl i można go znaleźć tutaj. Tam też czekam na Wasze spostrzeżenia.
Felieton został opublikowany na iGol.pl i można go znaleźć tutaj. Tam też czekam na Wasze spostrzeżenia.
1 comment:
Przeoczyłem ten felieton sprzed dwóch tygodni o kompromitacjach. Przeczytałem dopiero dziś.
Bardzo dobry bloger, którego masz zresztą w zakładkach, w odpowiedzi na czyjś komentarz, zapytał kiedyś serio, kogo ma zatem czytywać jak nie tych z GW, jakby rozkładając przy tym bezradnie swe internetowe ręce w oczekiwaniu na propozycje innych, lepszych i ciekawszych felietonistów. Nie dostał zdaje się odpowiedzi.
Po tych Twoich wpisach o polskiej reprezentacji i związku piłkarskim, nawet jeśli za wcześnie na oceny w kategoriach "lepsze" i "ciekawsze", to niech komplementem będzie, chociaż, że po prostu "inne". Komplement niemały. Przy tej masie jednostronnego widzenia spraw związkowych i reprezentacyjnych w prasie. W każdym razie życzę przenikliwości i wytrzymałości. Tym bardziej, że u Michała Okońskiego trzeba się także oczywiście zawsze liczyć z poważną i niemal beznadziejną konkurencją z jego ulubionym Harrym Winterem. Ale co tam, jak ambitnie to ambitnie .
A skoro padło już w Twoim felietonie nazwisko Michała Szadkowskiego, to dla mnie stał się on symbolem (sam się automatycznie przez swoje pisanie takim wykreował) udziału redaktorów w bojkocie reprezentacji. A że uważam ten bojkot za żenujący, symbol ten jest dla mnie negatywny. Dla jednych, pisanie dziś na serio o wprowadzeniu zarządcy do PZPN dlatego, że FIFA niewiele może nam zrobić, jest przejawem sprytu politycznego. Dla mnie zaś w ustach dziennikarza GW, jest tylko jakimś przejawem małości i cwaniactwa. Cóż, wstydem było drzeć się nieprzyzwoicie z trybun o tym, że należy "jechać z PZPN". Ale już pisać o łamaniu reguł (to co, ze w trakcie przesilenia) i praw, to nie. A przecież nie mówię o bezkompromisowym, bezczelnym jakimś tam komentatorze, mającym gdzieś, wszystkie ustalone reguły i dobre obyczaje. Mówię o dziennikarstwie, które wciąż i zawsze chce uchodzić za hiper poprawne.
I być może PZPN działa i na szkodę Polski. I być może FIFA rzeczywiście może nam skoczyć dziś na puklerz. Ale czy do tej samej motywacji odwoła się to poprawne polityczne środowisko w każdej innej sprawie, gdy jakiś organ czy część państwa i kraju zacznie działać na jego szkodę? Czy wyczuwając słabość aparatu w chwili przesilenia zachęcą do odmowy wypełnienia obowiązku meldunkowego, płacenia podatku, samowolnie podważą limit zawartości alkoholu we krwi podczas prowadzenia samochodu? Pisano o podłączaniu się polityków pod protest. Ja mam wrażenie, że trwa podłączanie dziennikarzy. A może nawet przejmowanie całej imprezy.
Tamten wywiad z Antonim Piechniczkiem mógłby sobie Redaktor równie dobrze sam spreparować i poprosić o autoryzację. Uwielbiam takie rozmowy na które dziennikarz idzie aby pokonać rozmówcę i wciąż nazywane jest to wywiadem. Równie krytycznie patrzę na akcje w rodzaju - nie pijmy Tyskiego. Jakby pieniądze na PZPN były jedynymi, które wydaje browar na różne cele pomocowe i charytatywne.
Generalnie temat jest dla mnie ciężki i w sumie odległy. A przyciąga mnie do niego tylko ta obecna gdzieś w drugiej linii fałszywa nuta, na którą jestem uczulony. Zdecydowanie wolę poczytać o przygodach na Parken czy Craven Cottage. nth
Post a Comment