Szykanowanie Lamparda
Faktem jest, iż Anglicy płacą naprawdę ciężkie pieniądze, aby móc oglądać reprezentację swojego kraju. Daje im to prawo do przedstawiania swoich opinii tzw. „głosem trybun”. Nie pierwszy raz ich zachowanie spotykało się z niesamowitą krytyką. Jednakże zachowanie w stosunku Franka Lamparda to już czyste chamstwo.
Mało jest angielskich piłkarzy, którzy w ostatnich latach potrafili w pojedynkę holować cały zespół. Pomimo wymagających rywali, braku wsparcia fanów i koncepcji selekcjonera czy po prostu beznadziejnej formy kolegów z zespołu. O ile początek XXI. wieku należał do Davida Beckhama, to już lata 2003-2006 upłynęły pod znakiem heroicznej postawy Super Franka, który dzielił i rządził, strzelał, podawał, asystował, wracał do defensywy. Zmienił się jednak selekcjoner „Dumy Albionu” i złote lata Lampsa minęły. A wraz z nimi wsparcie fanów.
Zgniły zapach zwycięstwa
Kiedy podczas wczorajszego meczu awizowano nazwiska piłkarzy w pierwszej jedenastce gromkie brawa zebrał Gareth Barry. Przy wyczytywaniu nazwisk rezerwowych, „Lampardowi” towarzyszyło przyciszone i chwilowe buczenie. Piekło angielskiego pomocnika zaczęło się, kiedy wszedł na boisko w drugiej połowie meczu przeciwko Estonii, kiedy przy stanie 3:0 wszystko już było pozamiatane. Na otwarcie strzelił nasz Shaun Wright-Phillips grający, o ironio, z „Lampardzką ósemką” na plecach, a do dwóch kolejnych goli w ogromnej mierze przyczynili się panowie Cole – Joe i Ashley. Ale kiedy w 70. minucie mecz Lampard wbiegł na boisko, całe widowisko zostało zepsute, a jakiekolwiek dobre wrażenia – rozmyte. Niekończąca się fala buczenia i swoistych pojękiwań obiektywnego widza zniesmaczyła. Chwilę później Lamps zagrał za plecy Joleon Lescott oraz za długą piłkę do Wrighty’ego. Zwierzęta na trybunach ponownie dały upust swoim chorym emocjom. Szukanie kozła ofiarnego zdaje się być u nich niechlubną tradycją.
Szukając powodu
I już nawet nie ma potrzeby cytować „piłkarskich” autorytetów, którzy po meczu skarcili fanów za takie zachowanie, bo każdy doskonale wie, co zostało powiedziane. Problemem jest ustalenie źródła takiej postawy wobec piłkarza, który w kadrze zagrał już 57 meczów, a wielu z nich był absolutnym bohaterem. Beckham nie miał łatwo, ponieważ po jego czerwonej kartce Anglia odpadła z Mundialu ’98. Petera Croucha nie lubią, bowiem jest wysoki i chudy (sic!), powód absolutnie absurdalny i idiotyczny, ale jest. David Bentley w swoim debiucie przeciwko Izraelowi też nie miał łatwo. Kilka miesięcy wcześniej odmówił gry na ME U-21 chcąc odpocząć po długim sezonie. Ale Lamps?
Może tak silne wpływy mają fani West Hamu, jedynego klubu, który w czystej formie nienawidzi Franka (et vice versa)? Może plotki związane z jego transferem na Półwysep Iberyjski? Też ciężko w to uwierzyć, przecież fani innych drużyn mogliby się tylko z tego cieszyć. Słaba dyspozycja? Na Rio Ferdinanda czy Stevena Gerrarda nikt nigdy nie buczał, a „piach” grają ostatnio w kadrze często lub częściej.
Następne kozły ofiarne?
Co gorsza, to nie pierwszy raz, kiedy fani reprezentacji Anglii (to chyba błędne określenie, po tym jak wygwizdali całą reprezentację po meczu z Andorą) buczeli i wygwizdali pomocnika Chelsea. Na poprawę ich zachowania ciężko liczyć. Pewne jest, iż w niczym to nie pomaga, ba! szkodzi wręcz całej drużynie, a nie jednostce. W przypadku kolejnej porażki ci na trybunach, w białych koszulkach z trzema niebieskimi lwami, powinni winić tylko siebie.
No comments:
Post a Comment