6 Mar 2010

Co z tą Łodzią?

Wpadło mi wczoraj w ręce sporo materiałów o mojej rodzinnej Łodzi. Dzięki uprzejmości znajomego z Warszawy, który, co trzeba przyznać, umiejętnie buduje pozytywny wizerunek Legii i (chyba!) próbuje przeciągnąć mnie na stronę L-ki, moim oczom ukazała się mapa Łodzi kibiców oraz wywiad z Jakubem Rzeźniczakiem.

Zacznę od mapki, bo trudno powiedzieć, jak ją ugryźć. „Redaktorzy” „To My Kibice” podjęli się próby podziału Łodzi według klucza gdzie rządzą kibice ŁKS-u, a gdzie Widzewa. Pierwszym rażącym błędem jest używanie terminu "kibice": w artykule rozumiani jak ci, którzy gotowi są obić/dać sobie obić twarz za klubowe barwy, ewentualnie fanatyczni misjonarze nawracający każdego napotkanego niewiernego. Według takiego rozumienia, moja skromna osoba oraz większość moich znajomych nie jesteśmy w ogóle brani pod uwagę, a mapka lokalizuje według klucza "gdzie mieszkają chuligani". Wówczas można wywnioskować, że w kilkusettysięcznym mieście mieszka jakieś dziesięć tysięcy ludzi zainteresowanych futbolem – fakt, bowiem odbija się to czkawką na frekwencji na stadionach.

Ubolewam nad prostactwem i zacofaniem. Nie rozumiem, dlaczego nie można pozwolić komuś kibicować innej drużynie. Ujma na chorym honorze? Prestiż białych skarpetek? Każdy wie, jaki klub jest popularny w danej części Londynu, ale zarazem pojawienie się fana jednej drużyny przy stadionie drugiej nie zakończy się ciężkim pobiciem. Dlaczego? Kibice sami zyskują na tej tolerancji i wyrozumiałości. Pozwalając jednym spokojnie paradować w trykocie ulubionej drużyny, sami dają sobie do tego szansę. Ponadto, pozytywny wizerunek fanów przyciąga sponsorów i pieniądze, a te - gwiazdy, europejskie puchary i sukcesy.

Zróbmy to jak Anglia”, mówią w Polsce od działacze oraz przedstawiciele państwa. Sęk w tym, że w Anglii największa przemiana nastąpiła w głowach samych kibiców, którzy teraz z pogardą patrzą na swoje zachowanie podczas dziczy lat '70. i '80. W Polsce, choćby poprzez istnienie medium pokroju „To My Kibice” nadal żyje się w epoce kamienia rzucanego. Po meczu Chelsea - Cardiff w lutym doszło do wielu bijatyk na Fulham Road oraz Kings Road w zachodnim Londynie. Starcia wyglądały naprawdę poważnie - uczestniczyło w nich dużo ponad sto osób. Mimo wszystko, nie spotkało się to z żadnymi publikacjami w mediach, żadną formą promocji. Jedynie krótka wzmianka na oficjalnej stronie Chelsea FC, że policja poszukuje świadków.

Swoją drogą, autorzy „kibicowskiej mapy Łodzi” raczej wiernie przedstawili popularność Widzewa i ŁKS-u w „Mieście Włókniarzy” i gdzie można, a gdzie nie, pojawić się w koszulce danego zespołu. Szkoda, bo świadczy to tylko o tym, że w kibicowskim świecie nadal rządzą ludzie w moich oczach nienormalni.

Jakub Rzeźniczak to łodzianin, który od ponad pięciu lat mieszka w Warszawie. Choć wywiad z nim opublikowano w listopadzie 2008 w „Naszej Legii”, nie stracił na aktualności.

Tytuł: „Łódź cieniem Warszawy”.
Wybrane wypowiedzi:
„Im dłużej mieszkam w Warszawie tym ta różnica wydaje się coraz bardziej dostrzegalna. Stolica jest dużo bardziej rozwiniętym miastem niż Łódź.”
„Jest bezpieczniej i ma fajniejszy klimat.”
„Raz wyszedłem w szaliku Widzewa, który dostałem od mamy i dostałem wp...”.
Z Rzeźniczakiem rozmawiałem kilka razy kiedy pomagałem przy prowadzeniu oficjalnej strony Widzewa. Jakub to normalny człowiek, który wydawał się prowadzić spokojne życie. Kibicował Widzewowi, ale nie był żadnym „die-hard” fanem i zaślepionym lokalnym patriotą.

Ktoś mógł powiedzieć, Rzeźniczak po prostu chciał się przypodobać fanom Legii. Sęk w tym, że Łódź faktycznie nie robi nic, aby dystans do stolicy się zmniejszał, a nie zwiększał. Od czasu mojego wyjazdu zmieniło się niewiele, by mogło mnie nakłonić do powrotu do Łodzi. Jedynie przez dwa miesiące w 2009 roku, kiedy odbywały się ME koszykarzy i siatkarek, miasto wydawało się atrakcyjne. Ale dwa miesiące na minione cztery lata to za mało. Podczas Euro 2012 Łódź znowu będzie na uboczu, a projekt Camerimage Łódź Center przegrał w politycznej walce. Miasto nie ma nic, co mogłoby zachęcić, aby zostać tam na dłużej.

Chyba jedynie motywacja aby coś dla tych ludzi zrobić po dekadach szarości i nijakości może nakłonić do powrotu do „Miasta Włókniarzy”. Niczym szczytna misja wolontariatu w najbiedniejszych afrykańskich krajach.

PS. Trochę przypadkowy ten timing, ale jutro są derby Łodzi.

3 comments:

Anonymous said...

33

666
La Mort

Anonymous said...

śmierć przez stowarzyszenie

Konrad Ferszter said...

Sprawa pierwsza mniej poważna, stary skontaktuj mnie z tym gościem, który buduje przed Tobą (mniemam, że aktualny stan rzeczy w niej panujący) jak sam nazywasz 'pozytywny wizerunek Legii'... Po wczorajszym blamażu z Odrą przestałem się łudzić i na dzień dzisiejszy przy Łazienkowskiej nic prócz stadionu pozytywnym nazwać nie można.
Sprawa druga w nawiązaniu do post scriptum. Niestety, kolejne derby z cyklu kamienia rzucanego, kolejni zatrzymani i co pół roku ta sama melodia, co oczywiste nie jest tak tylko w ŁDZ, ale skoro już o niej mówimy... Nie, u nas się to długo, bardzo długo nie zmieni. Piszesz o zmianie w mentalności kibiców (kiboli?) Rzeczą oczywistą jest, że nie zmienili się sami z siebie, zaostrzenia w prawie i drakońskie kary zaprowadziły ład na samych stadionach (pomijam wrześniowe wydarzenia z meczu WHU - Milwall, ale u nich to już norma) Nasze prawo nie przewiduje takich sankcji, które zmusiłyby tych bezmózgów do ruszenia czaszką i dojścia do wniosku, że jednak chyba nie warto... Piszę to szczególnie w kontekście Euro 2012, gdzie musimy dać poznać się z tej najlepszej strony, a wiemy, że jak Polak chce to potrafi. Z tym turniejem wiążę jeszcze jedną nadzieję, nie wiem może jest ona nierealna, ale po cichu liczę na to, że wizyta tylu różnych nacji w naszym kraju będzie lekcją kibicowania i wzajemnego szacunku, oby...