(Pył po Euro2012 już dawno
opadł, więc na chłodno skleciłem pewne przemyślenia ze zgiełku wydarzeń wokół
finału tej imprezy. Poniżej fragmenty – momentami wyrwane z szerszego kontekstu
– pochodzą z tekstu opublikowanego w lipcowym numerze FutbolMaga - rb)
***
Do Kijowa przyciągnął mnie futbol. Ale też i potrzeba rzucenia wyzwania tkwiącym
we mnie stereotypom o naszych wschodnich sąsiadach. Tak naprawdę w idei Euro,
jak i każdej dużej imprezy sportowej, rywalizacja o puchar to tylko pretekst,
aby odwiedzić nowe miejsce i czegoś się nauczyć. Także o sobie.
***
„Nigdy nie było na ulicach tyle policji, tak bezpiecznie. Zostańcie!” –
półżartem powiedziała mi grupka dwudziestoparoletnich Ukraińców, ale coś w tym
było. Na ulicach równoległych do mieszczącej się w samym centrum miasta strefy
kibica można było za każdym razem zobaczyć nie kilka czy nawet kilkanaście, ale
kilkadziesiąt ukrytych radiowozów i obskurnych autokarów z policjantami i
żołnierzami.
Pochowani w cieniu wysokich budynków, z dala od kamer, ocierali rękawami
spływający strumieniami po czołach pot. W przydużych czapkach wyglądali jak
oczekujący w pogotowiu młodzi harcerze. I tak czekali całymi dniami, na wszelki
wypadek. W Kijowie bodajże tylko raz byli potrzebni – kiedy Anglicy ze Szwedami
zaczęli się przerzucać nie tylko przyśpiewkami, ale i plastikowymi kubkami. Organizatorzy
woleli jednak dmuchać na zimne. Prewencja. Bezpieczna impreza? Jasne! Ale
kosztem niewidocznych tysięcy funkcjonariuszy, których obecności każdy lokalny
rozrabiaka miał świadomość.
Białe Euro
A wystarczyło jedynie pofatygować się z kamerą ulicę, dwie dalej od
wyznaczonych przez UEFA miejsc imprez. Ale media nie po raz pierwszy
udowodniły, że potrafią skakać z jednego ekstremum absurdu w drugi. Na lata
zapadnie nam hasło „Stadiony nienawiści” – tak bardzo znienawidziliśmy
agenturalny dokument BBC, pod którym szybko podpisały się inne czołowe tytuły.
Ale jak szybko się podpisały, tak szybko zaczęły przepraszać. No, może
oprócz samych twórców programu, którzy zapadli się pod ziemię. „Gościnni,
przyjacielscy, tolerancyjni” – pisali o gospodarzach wszyscy, którzy odwiedzili
Polkrainę, dodając, że doniesienia o rasizmie były więcej niż przesadzone.
To miłe, ale nieprawdziwe. Nie było przypadków rasizmu wśród fanów na
ulicach czy stadionach, bo wobec kogo miałyby one być? Przez praktycznie
tydzień pobytu w Kijowie widziałem cztery czarnoskóre osoby (łącznie z Mario
Balotellim!). W drodze powrotnej do Londynu rozmawiałem z Anglikiem, który był
na wszystkich meczach „Dumy Albionu” na Euro, przemierzając wielki kraj wzdłuż
i wszerz. Ilu widział czarnoskórych na Ukrainie? Po chwili zastanowienia
powiedział, że chyba żadnego. Przesadził, ale faktem pozostaje, że zobaczyć
czarnoskórą osobę na mistrzostwach było równie trudno jak na trybunach podczas
finału mężczyzn w Wimbledonie. Fajnie, że Euro obyło się bez kłopotów na tle
rasowym, ale skacząc z jednego bieguna na drugi, lekceważące rzeczywistość
media nawet się specjalnie nie przyglądały sytuacji. Podobnie jak kamienicom na
Andriyivs’kyi uzviz.
***
Ale były też kwestie, których zasłonić się nie dało. Bądź złapać… Mrożące
krew w żyłach były nocne spotkania z watahami bezpańskich psów. Chowając się
przed prażącym słońcem, przesypiały dnie pod nadwoziami samochodów, aby hasać
po mieście nocą w poszukiwaniu jedzenia. Łatwo było trafić na te zwierzęta,
wracając późną porą ze strefy kibica do hotelu lub hostelu, które były
rozrzucone po całym mieście.
Wiele kontrowersji przed Euro wywołały zdjęcia bestialskiego zabijania
bezpańskich psów. Szok i protest były naturalną reakcją, ale – jak często bywa
– doświadczenia na miejscu rzucają nowe światło na sprawę. Ukraina faktycznie
straciła kontrolę nad tym problemem. Brutalne uśmiercanie zwierząt nie jest
opcją, ale problem jest duży. Aż trudno uwierzyć, że nie odnotowano przypadków
pogryzienia zagranicznych fanów przez błąkające się pod osłoną nocy psy.
***
Ale piękno miasta widać także na chodnikach – w Mediolanie, Paryżu i Nowym
Jorku nazywanych także wybiegami. Komentarze Wojewódzkiego i Figurskiego na
antenie Eski Rock były równie żałosne i kompromitujące, co nieprawdziwe. Muszę
tutaj przeprosić Czytelniczki, ale pomimo wytartego już porzekadła o
najpiękniejszych Polkach Ukrainki robiły niesamowite wrażenie. Stąd oburzenie z
powodu tekstu Rafała Steca w „Gazecie Wyborczej” mogą wygłaszać tylko osoby,
które nigdy tego na własne oczy nie doświadczyły – a zarazem nigdy na Ukrainie
nie były, co wystarczająco kwestionowałoby zasadność podnoszenia larum.
Film „Prêt-à-Porter” w kijowskiej fanzonie można by było kręcić praktycznie
bez przeprowadzania castingu. Smukłe Ukrainki przychodziły bawić się tam wśród
piłkarskich fanów z całej Europy ubrane w eleganckie wieczorowe suknie i
kreacje, których często pozazdroszczono by im podczas dorocznych wyścigów
konnych w Royal Ascot. „Do takich miejsc powinno się przychodzić z
pierścionkiem zaręczynowym” – trafnie zauważył mój znajomy. W niedługim czasie
zaczniemy się przekonywać, ilu gości nie oparło się urokom ślicznych Ukrainek…
***
Największe wyzwanie gospodarzy Euro 2012 zaczyna się teraz. Choć
zorganizowanie miesięcznej imprezy wymagało wielkiego wysiłku, jeszcze
ważniejsze jest zbudowanie po niej trwałego dziedzictwa. I mowa tutaj nawet nie
o stadionach i lotniskach czy zastąpieniu rusztowań na zrujnowanych
kamienicach, ale ogólnej świadomości, czym jest futbol i jak bardzo potrafi on
wpłynąć na codzienne życie. Także w sprawach światopoglądowych.
1 comment:
Ciekawa analiza sytuacji posteuro 2012 ;)
Post a Comment